Jak każdej wiosny i zapewne jak każdy ogrodnik, już od początku marca bacznie przyglądam się grządkom, z nadzieją, że coś tam dojrzę. O tej porze roku każdy zielony, nawet mikroskopijny pęd przyprawia mnie o szybsze bicie serca. Nieważne czy jest to zielsko, czy skrzętnie pielęgnowane roślinki ozdobne. Wśród tych wypatrywanych zieloności są też maciupeńkie sieweczki.Czy to oznacza, że już mogę podziwiać pierwsze wschody nasion, które wysiałam na grządkach? Otóż nie. Te pierwsze sieweczki to nic innego jak samosiejki. Hmm…ale czy rzeczywiście powinnam się cieszyć na ich widok? Czy taka samosiejka to przyjaciel, czy bardziej wróg ogrodnika? Od razu zdradzę Wam, że dla mnie zdecydowanie częściej, to przyjaciel niż wróg. A dlaczego tak uważam, postaram się wyjaśnić poniżej. I jednocześnie mam nadzieję, że zarażę Was moją sympatią do nich.
Samosiejka – co to takiego?
Samosiejki to okazy, które wykiełkowały z nasion rozsianych wprost z rośliny, bez udziału człowieka. Rozwijając myśl, proces ten wygląda następująco. Roślina musi zakwitnąć, wydać nasiona i je rozsiać. I co najważniejsze, te nasiona muszą przetrwać niekorzystny czas (zimę) w stanie żywym i być zdolne w kolejnym sezonie do kiełkowania. I jeszcze, zanim samosiejka stanie się dorosłą roślinką, musi przetrwać okres bycia małą, wrażliwą siewką. Dużo tych etapów, prawda? Tylko część roślin jest w stanie je wszystkie spełnić i stąd nie wszystkie rośliny produkują samosiejki.
Samosiejka – przyjaciel?
Dla mnie zdecydowanie tak! Część roślin jadalnych i ozdobnych, które są uprawiane przez człowieka, jest zdolna do wytwarzania samosiejek. Wystarczy, że wysiejemy takie rośliny jeden raz, a w kolejnych latach będą rozsiewały się same. Do roślin uprawnych, które są zdolne do samo wysiewania się w naszym klimacie i każdego roku goszczą w moim ogrodzie należą:
Kwiaty jednoroczne
- Aksamitka rozpierzchła (Tagetes petula) i aksamitka wąskolistna (Tagetes tenuifolia) – bardzo dobrze znoszą przesadzanie – zarówno młode okazy, jak i te już kwitnące. Z tego względu możemy je wykorzystać do wypełniania pustych przestrzeni na rabatach, ale także jako ich obrzeża. Kwitną od czerwca do pierwszych jesiennych przymrozków.
- Lwia paszcza (Antirrhinum majus)- młode roślinki można przesadzać. Kwitnie od czerwca do pierwszych większych przymrozków.
- Maczek kalifornijski (Eschscholzia californica) – nie lubi przesadzania. Ewentualnie, gdy siewki wzejdą bardzo gęsto, można usunąć ich nadmiar. Kwitnie od czerwca do września.
- Mak polny (Papaver rhoeas) – nie lubi przesadzania. Podobnie jak wyżej, zbyt gęste wschody można przerzedzić. Kwitnie od maja do sierpnia.
- Nagietek lekarski (Calendula officinalis)- młode roślinki dobrze znoszą przesadzanie. Kwitnie od czerwca do września.
- Onętek – kosmos podwójnie pierzasty (Cosmos bipinnatus) – młode roślinki można przesadzać. Kwitnie od lipca do października.
- Wilec trójbarwny (Ipomoea tricolor) – niestety nie lubi przesadzania, więc jego siewki powinny pozostać w miejscu, w którym wyrosły. Jest to roślina pnącą, szybko rosnącą, której pędy mogą dorastać nawet do 3 m długości. Jego walorem dekoracyjnym są nie tylko kwiaty, ale też obfita zielona masa tworzona przez silnie ulistnione pędy. Kwitnie od lipca do września.


Kwiaty dwuletnie
- Bratek (Viola) – bardzo dobrze toleruje przesadzanie, które można wykonać nawet w trakcie kwitnienia. Kwitnie od wczesnej wiosny do jesieni, ale najbardziej dekoracyjny jest od marca do końca maja. Bratki ogrodowe to mieszańce tworzone z udziałem bratka trójbarwnego i innych gatunków. Rośliny wyrosłe z nasion mieszańców zazwyczaj nie powtarzają wszystkich cech rośliny matecznej. W praktyce oznacza to, że mogą dosyć znacznie odbiegać od niej wyglądem. Bratki samosiejki mogą być np. mniej okazałe i wykształcać mniejsze kwiaty, ale mi to zupełnie nie przeszkadza.
- Malwa (Alcea)- młode roślinki można przesadzać. Kwitnie w lipcu-wrześniu.
- Naparstnica purpurowa (Digitalis purpurea) – można ją przesadzać. Kwitnie w czerwcu-lipcu.
- Niezapominajka (Myosotis) – młode roślinki można przesadzać. Kwitnie w maju-lipcu. Niezapominajki każdego roku pojawiają się u mnie w ogrodzie, a nigdy ich nie wysiewałam, ani też nie uprawiałam z gotowych sadzonek. To jest prawdziwy „samosiejkowy” weteran.


Warzywa
- bób – siewki dobrze znoszą przesadzanie. Zbioru młodych nasion bobu na cele spożywcze dokonujemy po 80-90 dniach od wschodów.
- pomidorki koktajlowe – u mnie ich samosiejki wyrastają w ilościach hurtowych w szklarni. Poza szklarnią również kiełkują, jednak później i w mniejszych ilościach. W szklarni temperatura jest zdecydowanie wyższa i bardziej stabilna niż poza nią, co tłumaczy, dlaczego tak ochoczo wschodzą właśnie tam. W końcu pomidory to ciepłolubne bestie, dla których optymalną temperaturą kiełkowania jest ok. 20ºC. Już trzy lata nie kupowałam sadzonek pomidorków koktajlowych, tylko korzystałam z tych samo wysianych. Pomidorki koktajlowe dobrze znoszą przesadzanie, więc rozsadzam je w szklarni i ogrodzie (tutaj po 15 maja). Bardzo obficie owocują i są odporne na zarazę. Ich owocami można cieszyć się do pierwszych przymrozków.
- sałata masłowa – samosiejki pojawiają się zarówno w szklarni, jak i w gruncie. W tym ostatnim miejscu, ze względu na niższą temperaturę, wschody są późniejsze. Sadzonki sałaty dobrze tolerują przesadzanie, więc można je pikować, i rozsadzać w różne miejsca. Gdy będziemy korzystać z sadzonek szklarniowych, pamiętajmy o ich wcześniejszym zahartowaniu przed wysadzeniem do gruntu.
- sałata roszponka – bardzo łatwo rozsiewa się sama, czasami do tego stopnia, że może stać się uciążliwym chwastem w ogrodzie. Roszponka charakteryzuje się krótkim okresem wegetacji, dlatego jej zbiorami możemy cieszyć się już w kwietniu i maju. Oprócz liści, jadalne są także kwiaty. Jednak roszponkę z kwiatami zbiera się do jedzenia tylko w pierwszym okresie jej kwitnienia, ponieważ potem cała roślina staje się niesmaczna.



Gdy chcemy cieszyć się warzywami wyhodowanymi z samosiejek, trzeba pamiętać o pewnej bardzo istotnej kwestii. Przy uprawie wielu warzyw, ich kwitnienie lub wydanie dojrzałych nasion jest często zjawiskiem niekorzystnym, ponieważ obniża wartość plonów. Np. liście sałaty, która zakwitnie, robią się gorzkie, natomiast bób jest uprawiany przede wszystkim na młode nasiona. Dlatego by samosiejki warzyw stały się stałymi bywalcami naszych ogrodów, należy każdego roku pozostawić chociaż jeden lub dwa okazy danego warzywa specjalnie z myślą o wykształceniu kwiatów i nasion, które będą miały możliwość dojrzeć na roślinie i się rozsiać.
Rośliny samo wysiewające uwielbiam za…
-oszczędność czasu i pieniędzy – wysiewam i kupuję mniej nasion, (chociaż z tym ostatnim to różnie bywa ;)).
-wczesne zbiory,
-promowanie różnorodności – lubię element zaskoczenia jaki towarzyszy samosiejkom – nigdy do końca nie wiem co i gdzie wyrośnie w moim ogrodzie,
-względną odporność na niekorzystne czynniki atmosferyczne, szkodniki i choroby – rośliny samo wysiewające się to raczej gatunki mało wymagające. Potrzebują niewielkiej pomocy człowieka, aby przetrwać.
Samosiejka – wróg?
Niestety cały gros chwastów, które wyrastają jak grzyby po deszczu na pielęgnowanych przez nas grządkach, to samosiejki właśnie. Do dziś pamiętam, jak pieląc z mamą ogród warzywny, walczyłyśmy z połaciami komosy białej i żółtlicy. Jednak co tu się dziwić skoro jeden okaz wydaje od kilku do kilkunastu tysięcy nasion, które długo zachowują zdolność kiełkowania, a kiełkujące siewki świetnie sobie radzą w naszym klimacie. Swoją drogą nie tylko w naszym, bo np. komosa biała to roślina kosmopolityczna. Spotkamy ją na wszystkich kontynentach, wyłączając jedynie Antarktydę, ale tam rośnie naprawdę mało roślin. Te, które zakwitają i produkują nasiona, można policzyć na palcach jednej ręki.
Innym częstym gościem w moim ogrodzie, niekoniecznie mile widzianym, są siewki klonu. Na posesji rosną dwa przepiękne, duże klony, które dają przyjemny cień latem. Natomiast jesienią zrzucają ogromne ilości tzw. „nosków” z nasionami. Na szczęście z ich siewkami jakoś sobie radzę – podczas regularnych prac w ogrodzie (koszenie, pielenie) sukcesywnie je usuwam. Jednak co by się zadziało, gdyby je tak pozostawić bez kontroli…Obawiam się, że mogłabym stać się potentatem sadzonek klonu.
Ograniczanie populacji samosiejek w ogrodzie
Skoro nie wszystkie samosiejki są mile widziane w ogrodzie, to jak sobie z nimi radzić? Otóż liczbę samosiejek, które pojawiły się w ogrodzie, możemy zmniejszyć poprzez:
– Usuwanie całych roślin przed ich zakwitnięciem, a szczególnie przed wydaniem nasion – bardzo istotne w przypadku chwastów. Dlatego powinniśmy usuwać chwasty, kiedy są młode. Gdy będziemy je wyrywać dopiero po zawiązaniu nasion, to przy okazji ich usuwania, wspomożemy jeszcze ich rozprzestrzenianie się. W kolejnych latach wysyp chwastów mielibyśmy pewny jak w banku.
-Usuwanie przekwitniętych kwiatów i torebek z zawiązanymi nasionami – przydatne w przypadku roślin ozdobnych. Z jednej strony promujemy bardziej obfite kwitnienie, bo rośliny nie tracą energii na wykształcenie nasion, a z drugiej strony ograniczamy niekontrolowane rozsiewanie się kwiatów.
-Sukcesywne usuwanie siewek – metoda przydatna zarówno dla chwastów, bo usuwamy je przed wydaniem przez nie nasion, jak i dla wszystkich samosiejek roślin uprawnych. Bardzo wygodny sposób, bo możemy zdecydować, które siewki i w którym miejscu chcemy pozostawić, a które nam przeszkadzają i są nam niepotrzebne. Ponadto część samosiejek możemy usunąć z miejsca pierwotnego, ale nie musimy ich wyrzucać. Możemy je przesadzić w inne miejsce w ogrodzie, przygotować z nich rozsadę i docelowo uprawiać je w doniczkach lub też podzielić się nimi z przyjacielem/ółką.
–Zważanie co wyrzucamy na kompost – nasiona, które tam trafią (zazwyczaj jeszcze na wyrwanej roślinie), będą miały lepsze warunki do przetrwania niż poza nim – m.in. przez wyższą temperaturę. A potem wraz z kompostem mogą trafić w różne miejsca w ogrodzie. Samobójstwem jest więc wyrzucanie na pryzmę kompostową chwastów z wykształconymi nasionami. Nieraz spotkałam się też z rosnącymi pomidorami czy ogórkami na pryzmie kompostowej. Widziałam też dynię ozdobną, która wyrosła z nasion zachowanych w pryzmie obornika. A że dynia wyrosła na polu, na którym posadzono ziemniaki, to została ona odkryta dopiero jesienią. Plony z niej były całkiem pokaźne. 🙂